Hipermarket
W ostatnich dwóch częściach streściłam swoje doświadczenie w pracy z klientami w Mcdonald's. Nadszedł ten wspaniały moment kiedy zakończyłam pracę w tej restauracji, pożegnałam klientów tego miejsca i przywitałam nowych. Rozpoczęłam pracę w Hipermarkecie. Tam również pracowałam na dwóch stanowiskach.
Kasy
W Kauflandzie, ze względu na jego gabaryty, istnieje podział na działy. Ja byłam przypisana do działu kas. Jednak w wolnych chwilach, w razie potrzeby pracowałam na markecie, jak również w razie konieczności pracownicy działów przenosili się na kasy. O ile w Mcdonald's gość restauracji nie mógł za bardzo pogrzebać w towarze przed zapłaceniem za niego, a obsługa była znacznie szybsza o tyle tu zobaczyłam prawdziwy ogród zoologiczny.
Kultura osobista klientów pozostawia wiele do życzenia. Prędzej usłyszę dzień dobry od podchmielonego pana niż od wyperfumowanej damy. W ogóle zauważyłam, że kiedy mówię klientowi dzień dobry to w przypadku mężczyzn odpowiada prawie 100%. Jest to chociażby skinienie głowy w odpowiedzi na moje powitanie. Panie potrafią milczeć jak zaklęte patrząc mi pogardliwie w twarz.
Zacznę jednak od samej pracy na kasie. Była dużo mniej obciążająca psychicznie niż poprzednia. Klienci zazwyczaj chcieli szybko zrobić zakupy i wyjść. Raczej się nie awanturowali. Osobiście miałam jedną nieprzyjemną przygodę ze starszą panią, której źle wydałam resztę. Była bardzo zła i zostałam zrugana. Jako, że jestem nerwowa to tradycyjnie zawrzało we mnie tak, że przez chwile nie mogłam się skupić i miałam ochotę zabić babsko. Fakt, że ja się pomyliłam ale często jest tak i właśnie tyczy się to starszych pań, że one zapomniały chyba jak to było za czasów ich młodości. Najwidoczniej były idealne i są nadal.
Po za tym przypominam sobie śmiesznego pana, który miał pretensję o to, że wybrał sobie zły wózek. Tak miał pretensje do mnie.
My kasjerki miałyśmy swoje ulubione klientki. Szczególnie jedna zapadła mi w pamięć. Pani miała postawę bardzo roszczeniową i chyba fobię na punkcie czystości. Nigdy nie podchodziła do kasjerki, która miała skaleczony palec, kaszel i podobne temu drobnostki. Sama byłam świadkiem jak wyjęła z torby spirytus i odkaziła sobie nim ręce. Pewnego dnia podeszła do koleżanki, która miała plaster na palcu. W pewnej chwili huknęła "Czy musi mi pani tak wszystkiego rękami dotykać?" Koleżanka powiedziała dokładnie to co pewnie większość w takie sytuacji "Jak inaczej mam policzyć zakupy?" Siłą woli się niestety nie da. Ale prawdziwego dymu pani narobiła w Wigilię. Sklep był otwarty do czternastej, była godzina mniej więcej 13.45. W tym markecie był taki system, że jeśli przy płatności kartą, kasjerka lub klient przerwali transakcję to nie drukowała się anulacja. U pani wystąpiła taka sytuacja. Kobieta domagała się tego dokumentu. Narobiła zamieszania. Koleżanka odpowiedzialna za to wyjaśniła sytuację i zaproponowała, że napisze gdzie trzeba i zobaczy co da się zrobić. Oczywiście to chwile potrwa ale kobieta domagała się tego teraz natychmiast. Wydzierała się na całą halę. Minęła 14. Sklep został zamknięty, my sprzątałyśmy linię kasową a pani nadal swoje. Koleżance ewidentnie już brakowało sił na tłumaczenie kobiecie czegokolwiek. Pani zaczęła krzyczeć, że ona napisze skargę. Koleżance się skończyła cierpliwość i po prostu powiedziała "proszę bardzo", wręczyła jej przygotowane dokumenty i poszła. Pani zaniosła się płaczem. Musiała zostać wyproszona z marketu. Przecież pracownicy nie mają życia po pracy i mogą słuchać lamentu całą wigilię. Przynajmniej powinni.
Miałam jeszcze kilka starć z osobami pod wpływem alkoholu, którym jednak zapał znikał kiedy wspominałam o wezwaniu policji. Tak więc ja prace na kasie w tym markecie wspominam dość dobrze.
Jeśli chodzi o pracę na samej hali sprzedaży to sprawa wygląda inaczej. Jednym z największych problemów jest ukrywanie niechcianego towary, żeby broń boże nikt nie znalazł, najlepiej przed jego zepsuciem się. Klienci uważają za coś niedopuszczalnego odłożenie towaru na miejsce albo oddanie go kasjerowi. Zatem pracownicy znajdują później płynące lody, mrożonki, zepsuty nabiał, mięso czy owoce.
Niszczenie towaru jest równie ciekawe. Nie można odkręcić jednego płynu np. do płukania. Trzeba zajrzeć do każdej butelki nie zależnie od tego czy zapach jest ten sam. Jednak najbardziej zastanawiało mnie zawsze co panie, zwłaszcza te starsze sprawdzają w opakowaniach z podpaskami czy wkładkami. Po co rozrywać te opakowania? Kolejny zastanawiający mnie produkt to zmywacz do paznokci. Wielokrotnie widziałam jak klientki otwierają i raczą się zapachem tego specyfiku.
Prawdziwą bolączkę jednak stanowi podjadanie i niszczenie żywności. Widziałam całe półki porozrywanych opakowań z ryżem i kaszą, nadjedzone produkty, puste opakowania po cukierkach i batonikach i te wszechobecne łupiny po pistacjach, które znajdowałam w kwiatach, półkach, lodówkach i sprzęcie gospodarstwa domowego. W markecie nie ma możliwości smakowania produktów. Co powinno się zrobić kiedy chce się skosztować np. czereśnie w markecie? Osobiście kupiłabym kilka na spróbowanie. W Kauflandzie nie trzeba się cofać. Wystarczyłoby wziąć ze 3, zważyć, zostawić sobie etykietę, zjeść. Można wtedy, jeśli smakuje zakupić więcej, zapłacić za te, które spróbowaliśmy i za te, które chcemy dokupić lub uiścić należność tylko za skonsumowane owoce. Ale nie, najlepiej ustać bezczelnie i wyjadać brudne owoce, plując pestkami w pozostałe. A później ups... zjadło się pół kilo tak testując. Jednak smaczne nie są więc nie biorę. Pomyślmy sobie, że każdy klient przed kupnem zjadłby trochę w ramach degustacji. Nie byłoby co sprzedawać. Sama byłam świadkiem jednej ciekawej sytuacji. Wtedy akurat siedziałam na kasie. Była dość spora kolejka jednak kątem oka zauważyłam, że pan je prażone pestki. Nie wzbudziło to we mnie żadnych emocji bo często ludzie coś jedzą czy piją i dostaje samo opakowanie do policzenia ale nie sądziłam, że pan będzie tak bezczelny. Myśląc, że nie widzę bo jestem zajęta, najadł się a to co już nie wlazło wcisnął między towary wystawione na kasie. Kiedy dobrnęłam do tego pana wypaliła "wypadałoby zapłacić a o co już się zjadło". Pan zrobił się czerwony jak burak i podał mi skonsumowane w 3/4 opakowanie pestek.
Niszczenie towaru jest dla mnie absurdalne. Jest prosta zasada, do puki nie zapłacisz to nie należy do Ciebie! Jednak ludzie na takiej przestrzeni czuja się chyba anonimowi.
Koniec część 3.
Zapraszam do przeczytania części pierwszej: https://witchfeast.blogspot.com/2018/03/klient-widziany-oczami-pracownika-czesc.html
oraz części drugiej: https://witchfeast.blogspot.com/2018/03/klient-widziany-oczami-pracownika-czesc_16.html
PS. Jeśli byłeś świadkiem ciekawego zdarzenia na linii klient - pracownik, podziel się w komentarzu.
Ja też nacodzień mam kontakt z klientami, niestety to trudna praca.
OdpowiedzUsuńWięc znasz to wszystko XD. Często podczas trwania akcji mnie krew zalewa ale później mam ubaw.
Usuń