Przejdź do głównej zawartości

Klient widziany oczami pracownika część 2.


Mcdrive 

     W poprzedniej części streściłam zachowania klientów jakich byłam świadkiem podczas pracy na serwisie w Mcdonald's. Kolejnym stanowiskiem, na którym spędziłam mnóstwo czasu był Mcdrive. Tu klienci byli inni czyli znacznie gorsi. Wybitnie nieuprzejmi. Stanowisko było wymagające i męczące. Na porządku dziennym było upierdliwe jeżdżenie po punkcie, który uruchamiał słuchawki lub trąbienie do COD. To nic, że krwawiło ucho po czymś takim i to w połączeniu z wielogodzinnym noszeniem tego sprzętu szatana miałam problemy ze słuchem przez jeszcze ponad rok po zakończeniu pracy, najważniejsze, że niezwykle błyskotliwy i szalenie zabawny klient miał rozrywkę.
     Jednym z najczęstszych starć na linii pracownik - klient były kupony. Mój pracodawca wymagał tego żebyśmy weryfikowali je. Na Mcdrive klienci robili najwięcej problemów. Skargi sypały się jak rozerwane korale, wyzwiska unosiły się w powietrzu. Zdarzali się też tacy, którzy próbowali wykazać się błyskotliwym, wyrafinowanym i sarkastycznym poczuciem humoru częstując pracowników tekstem "a wie pani, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu?". Moja odpowiedź zawsze brzmiała "a czy pan wykonuje w pracy polecenia szefa czy robi co chce?" no i kupony czy też aplikacje zawsze się znajdowały.  
     Na Mcdriwe jest taka zasada: pod koniec składania zamówienia pracownik prosi o sprawdzenie zamówienia na monitorze COD (maszyna do składania zamówień na Mcdrive). To był kolejny zapalnik. Oczywiście mało kto czytał. A słuchawki i mikrofon to tylko sprzęt i bywa zawodny, nie licząc wszelkich dźwięków dobiegających z otoczenia. Na porządku dziennym było, że klient przypominał sobie, że o czymś zapomniał albo chciał zrezygnować, i o ile oznajmił to kasjerowi zanim odesłał go do ostatniego okienka to nie było problemu, o tyle jeśli doznawał olśnienia w ostatnim punkcie to zaczynało się kombinowanie albo awantura. Przejdźmy do przykładów z Mcdrive.

1. Pewnego pięknego dnia pracowałam jako osoba wspomagająca- składałam i wydawałam zamówienia. Pan zażyczył sobie happymeal dla dziecka. Koleżanka przyjęła zamówienie. Przy okienku okazało się, że pan chciał nuggetsy a nie cheeseburgera. Wymiana czegoś w happymeal nie była aż taki problemem, jednak moim zadaniem był poinformować klienta o tym, że dobrze by było gdyby sprawdzał zamówienia, bo ze względu na niektóre czynniki, takie jak właśnie jakość sprzętu czy odgłosy z zewnątrz zdarzają się pomyłki. Pan cmonką na mnie i rynką "czy przestanie mnie pani w końcu opierdalać". Zamurowało mnie. Trzasnęła okienkiem, zapakowałam mu ten nuggetsy i wydałam. Zagotowało się we mnie w pierwszym momencie a później pomyślałam sobie to co pewnie każdy będący na moim miejscu "cóż za mniemanie o sobie".

     Jednak ten pan był po prostu w moich oczach śmieszny. Najgorsza sytuacja z jaką spotkałam się wydarzyła się później. Dotyczyła podobnego błędu. Powtórzyłam tę samą prośbę. Pan zrobił się czerwony jak burak i zwyzywał mnie od kurew, wrednych suk. Powiedział, że mi zaraz przypierdoli, wyciągnie mnie z tego okienka. Przyznaję, że wtedy nie wytrzymałam. Machnęłam w niego torbą z zamówieniem tak, że ledwo ją złapał i puściłam mu taką wiązankę, że odjechał z piskiem opon. Spodziewałam się skargi ale chyba żadna nie wpłynęła.

     Kolejnym problemem było samo korzystanie z COD. Ten system działa tak, że kiedy najedzie się na wyznaczone pole uruchamia się sygnał, który informuje osobę zbierającą zamówienia o tym, że ma klienta. Wiele osób przejeżdżało z impetem od razu do okienka albo w ogóle omijało to pole. Nad tym miejscem znajdowała się kamera jednak ja nie miałam obowiązku patrzyć się w nią bez przerwy. Dla mnie sygnałem był dźwięk, który towarzyszył najechaniu na dane pole. 

3. Podczas ciężkiego dnia  trafili mi się tacy państwo, którzy ominęli w ogóle miejsce przy COD. Byli wielce oburzeni tym, że nie chce przyjąć ich zamówienia. Jak to oni mają najechać na jakiś punkt. Nie wiem czego się spodziewali? Chyba tego, że ktoś tam będzie stał i kierował ruchem. Nie dyskutowałam za bardzo z nimi bo po pierwsze teoretycznie nie wolno mi był, po drugie miałam dużo pracy a po trzecie nie miałam ochoty. Powiedziałam grzecznie, że poproszę koleżankę i ona pomoże państwu. Poprosiłam jedna osobę, uprzedziłam ją o tym jak wygląda sytuacja. Dziewczyna usłyszała, że ja nie powinnam tu pracować. Bardzo możliwe ale oni powinni byli wejść do środka skoro nie potrafią korzystać z linii Mcdrive.

     Ma Mcdriwe również zdarzały się śmieszne sytuacje kiedy ktoś przekręcał nazwę. Najśmieszniejszym przypadkiem był pan, który po złożeniu zamówienia i zaproszeniu go przeze mnie do kasy w celu uiszczenia opłaty, chyba mnie nie zrozumiał i próbował umieścić pieniądze w COD.

Ostatnim ciekawym ogniwem jest tak zwana gilotyna przy wjeździe do okienek kasowych. Określa ona wysokość pojazdu, który może się zmieścić pod zadaszeniem. Była ona wiecznie zerwana i wielokrotnie uszkodzona. Kierowcy ignorowali tę informację przez co dochodziło do nieprzyjemnych dla wszystkich informacji jak na przykład zaklinowanie się samochodu pod zadaszeniem. Ale prawdziwa perełka przytrafiła się jednej z managerek.
4. Podeszła do awanturującego się przy okienku klienta. Zamówił ton Mcdrawera za 2.7. Kasjerka nie byłą w stanie przyjąć zamówienia ponieważ nie ma czegoś takiego w ofercie. Managerka też nie była w stanie wytłumaczyć tego panu ponieważ on widział to na zewnątrz. Koleżanka postanowiła wyjść z panem na zewnątrz, żeby zweryfikować informacje. Co się okazało? To był napis na owej gilotynie a 2.7 to była dopuszczalna wysokość samochodu...

Tym akcentem kończę przygodę z Mcdonalds. W następnych częściach zajmę się praca w dużym markecie.

Koniec części 2.

Zapraszam do części pierwszej: https://witchfeast.blogspot.com/2018/03/klient-widziany-oczami-pracownika-czesc.html

 PS. Jeśli byłeś świadkiem ciekawego zdarzenia na linii klient- pracowni, podziel się w komentarzu.



(Źródło zdjęcia :https://www.askideas.com/24-funniest-mcdonalds-meme-pictures-and-photos-of-all-the-time/)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Inner Fat Kid Confession!" Czy wytykanie wad kiedykolwiek pomogło?

     Każdy z nas ma wady i kompleksy. Moim zdaniem nie powinno się tego łączyć bo nie każda wada powoduje kompleksy. W tym wpisie przyczepię się do tego co widać gołym okiem czyli wygląd człowieka. Uważam, że jest bardzo ważny zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Nie ma ludzi idealnych ale obecnie mamy takie środki, że nasze zewnętrze może być przyjemne dla oka. Co jednak jeśli nie da się czegoś poprawić ani zakryć? Co jeśli ktoś nie chce lub nie ma możliwości? Tu z pomocą idą wspaniałomyślni krzykacze, którzy, nie wiedzieć czemu, szukają na ciele obcych ludzi choćby najmniejszej skazy.      Bardzo często jest tak, że coś co nam nie przeszkadza, staje się ogromnym kompleksem dzięki ludziom, których najmniej ta wada dotyczy. Mam trochę dziwny nos. Jako dziecko miałam mały wypadek w wyniku którego jego kształt nieco się zmienił i powstała blizna. Nie wygląda jak nadzwyczajne zjawisko ale może zwracać uwagę niektórych. Mi nie przeszkadza ani trochę jednak iloś...

Kiedy się wreszcie ogarniesz?! Twój zegar biologiczny tyka!!!....... Never!!!

     Pytania, który zawarłam w tytule słyszę bardzo często. Jestem osobą niezamężną i nie mam dzieci. Jak odbieram takie uwagi i co myślę?      Jakiś czas temu spotkałam w pracy koleżankę. Ona niedawno wyszła za mąż i urodziła dziecko. Pogratulowałam jej, ona mi podziękowała i od razu wypaliła „A kiedy ty się wreszcie ogarniesz?” Mam wrażenie, że ludzie mają mnie za życiową niedojdę i wyrzutka ponieważ jestem oficjalnie, dla państwa wolna i nie dałam społeczeństwu kolejnego Polaka. Jestem też osoba niewylewną i nie lubię afiszować się z kimś z kim aktualnie połączyło mnie uczucie. Owo pytanie odebrałam trochę tak jakbym nie spełniała swego rodzaju obowiązku społecznego.      Przez to, że jestem „inna” w tej materii uchodzę za osobę nieszczęśliwą i taką, w której się w życiu nie powiodło. Jest przeciwnie. Jestem osoba raczej zadowoloną ze swojego życia. To, że nie wyszłam za mąż nie oznacza, że nie miałam okazji. Nie jeste...

Klient widziany oczami pracownika część 4.

           Najlepsze zostawiłam na koniec . Kolejnym stanowiskiem do jakiego zostałam przypisana w hipermarkecie to informacja. Ludzie mogą dokonać tam zwrotu, wyjaśnić niezgodności, dostać fakturę, zareklamować coś, przez pewien czas mogli zwracać tam butelki po piwie (obecnie jest tam maszyna), zostawić swoje rzeczy (to też już przeszłość) lub marudzić i po to głównie przychodzili.      Jako, że jeśli klientom da się palec to chcą całej ręki to w tym miejscu mogli to dostać.      Pierwsza bolączka tego miejsca jest bon na 5 zł za stanie w kolejce dłużej niż 5 minut. Powoli odstępują od tej zasady. Jest to bezsensowne, absurdalne a ludzie dostają małpiego rozumu za te 5 zł. Najgorsze jest to, że klientowi ciężko jest udowodnić to, że oszukuje. Jednak sprawa miała się inaczej, jeśli ktoś robił to notorycznie. Jeśli widziałam taką osobę wchodzącą na sklep to powiadamiałam linię kasową. Zazwyczaj tacy deli...